"...zobaczą zmiany na niebie. Będą świadkami słonecznego obrotu, jak nigdy dotąd. Następnie ujrzą Krzyż. Stanie się to tuż przed zderzeniem gwiazd na niebie i kiedy Moje Promienie Bożego Miłosierdzia okryją ziemię. Następstwem będzie cisza, tak że każda dusza będzie w stanie absolutnej prywatności, gdy stanie przede Mną. Powiedz Moim dzieciom na co muszą uważać, gdyż one nie muszą się obawiać."
Jezus Chrystus 11 listopad 2011 16.00

Czytanie na dziś

12 października 2010

Przesłanie z Garabandal

Rok 1961 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiąty pierwszy). Ta miejscowość to mała wioska San Sebastian de Garabandal położona w Górach Kantabryjskich w północnej Hiszpanii. Żyje tutaj około 300 (trzysta) ludzi w 80 (osiemdziesięciu) siedzibach u podnóża małej góry. Jest to wioseczka zupełnie prymitywna i całkowicie odizolowana od innych znajdujących się w tym rejonie. Domy nie posiadają wody bieżącej ani żródeł ogrzewania z wyjątkiem piecy kuchennych. Prąd jest włączany na parę tylko godzin każdego wieczora. Nowoczesne udogodnienia takie jak samochody czy telewizory po prostu nie istnieją tutaj. Rzeczywiście nie ma ani jednego samochodu w tej wiosce.
    Ludzie z trudem zarabiają na życie zajmując się pasterstwem i muszą maszerować ponad godzinę do pastwisk położonych wyżej w górach. Całe rodziny uczestniczą w pracach gospodarczych, które polegają przeważnie na zbiórce siana, które jest używane jako pasza dla zwierząt podczas surowych zim.



    Mimo, że Garabandal była najbiedniejszą wioską w tym sektorze, ta właśnie wioska była też najbardziej religijna. Codziennie jedna z kobiet idzie ulicami dzwoniąc dzwonkiem, żeby przypomnieć mieszkańcom wioski o modlitwie za zmarłych. Każdego wieczora miejscowy lud gromadzi się w małym wiejskim kościele, żeby odmawiać różaniec i litanię do Najświętszej Maryi Panny. Pod koniec tygodnia przyjeżdza tutaj, dociera konno po trudnej wspinaczce, ksiądz z Cosio, żeby odprawić Mszę Świętą i spowiadać ludzi.
    Takie było Garabandal w 1961 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym) roku, prosta kantabryjska wioseczka, która pozostawała niezmieniona przez dziesięciolecia a może i przez stulecia. I jak głosiła miejscowa fama tak byłoby dalej niezmienne.
    Te cztery dziewczynki były takie same jak inne w tej wiosce. Żyły szczęśliwie w swej góralskiej osadzie. Koncita Gonzalez była w wieku dwanastu lat, Mari Kruz Gonzalez, jedenaście lat, Hiacynta Gonzalez, dwanaście lat, Mari Loli Mazon, również dwanaście lat. Mimo, że trzy z tych dziewcząt maja to samo nazwisko, nie są jednak blisko spokrewnionymi.
    Było jeszcze jasno wczesnym wieczorem 18-go (osiemnastego) czerwca 1961 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego) roku, kiedy to czwórka dziewcząt postanowiła trochę zabawić się zrywająć jabłka z drzewa na skraju wsi, które należało do nauczyciela. Chichocząć z zadowolenia porywają jabłka i uciekają na skalistą bydlęcą ścieżkę, która prowadzi do sosnowego zagajniczka na stromym brzegu górującym nad wioska.
    Kiedy usiadły tam, zajadająć ze smakiem jabłka, nagle usłyszały dzwięk podobny do grzmotu i poczęły martwić się z powodu kradzieży jabłek.
Wtem głowa Koncity gwałtownie odchyla się do tyłu a jej oczy uporczywie patrzą w górę. Pozostałe dzieci, widząc co się z nią dzieje, zaczynają krzyczeć. Chcą biec, by powiedzieć o tym jej matce, ale to samo dzieje się i z nimi. Świetlisty anioł stanął przed nimi. Wyglądał niczym dziewięcioletni chłopiec ale zarazem zdawał się być obdarowanym niezwyciężona mocą. W mignieniu oka znika on i dziewczęta wracają do normalności. Wstrząśnięte tym wydarzeniem biegną one do wiejskiego kościoła. Jakaś znajoma osoba widząć je pyta dlaczego są takie blade. "Dlatego, że co dopiero widziałyśmy anioła", odpowiedziały one. Wkrótce było głośno o tym w całej osadzie, chociaż prawie nikt nie wierzył, że dziewczynki rzeczywiście widziały anioła.
    Przez kilka następnych dni dziewczęta znów widzą anioła ale dopiero pierwszego lipca on je pyta: "Wiecie dlaczego przyszedłem? To po to, żeby oznajmić, iż jutro Najświętsza Maryja Panna objawi się wam jako Nasza Pani z Góry Karmel"
    Teraz, wieści o objawieniach rozprzestrzeniają się do okolicznych miejscowości i drugiego lipca wielki tłum oczekuje przepowiedzianego dziewczętom objawienia się Najświętszej Maryi Panny.
    Około szóstej wieczorem dziewczęta szły na miejsce objawień i nagle na skałach upadły na kolana. W błyszczącym świetle ujrzały przepiękna Panią stojącą między dwoma aniołami. Jednego z tych aniołów rozpoznały jako tego, którego już widywały. Później dowiedziały się, że był to nie kto inny tylko Święty Michał Archanioł. W górze po prawej stronie było wielkie oko wpisane w trójkąt, które dziewczynki nazwały okiem Boga.
    Bez cienia obawy dziewczęta rozmawiały z objawiająca się im Panią. Mówiły o swoich rodzinach, o kapłanach, którzy tam byli i o pracy, którą one wykonywały w domu i w polu a Pani się uśmiechała. Koncita powiedziała,że to było tak jakby one rozmawiałyze swoją matką, która pojechała daleko i co dopiero wróciła. Gdy się skończyło objawienie ludzie oczywiście chcieli wiedzieć jak wyglądała ta Pani. W swoim dzienniku Koncita daje taki opis:
"Najświętsza Panienka ukazuje się w białej szacie, niebieskim płaszcu i w koronie ze złocistych małych gwiazd; zaś jej stopy są niewidoczne. Jej dłonie są szeroko otwarte. Na prawym nadgarstku ma Ona szkaplerz. Jest on brązowy. Jej włosy są długie, ciemno brunatne i pofalowane, z przedziałką na środku. Jej twarz ma kształt owalny a Jej nos jest długi i delikatny. Jej usta są bardzo śliczne, zaś wargi raczaj wyraziste. Kolor Jej twarzy jest ciemny jednakże jaśniejszy niż kolor anioła - jest odmienny. Jej głos jest bardzo miły, tak bardzo osobliwy, że nie mogę go opisać. Nie ma żadnej kobiety podobnej do Najświętszej Panienki w głosie lub w czymś innym."
    Był jednak powód w tym, że Maryja objawia się tej czwórce dziewcząt. Ona chciała posłużyć się tymi prostymi niepretensjonalnymi dziećmi, żeby przekazać ważną wieść całemu rodzajowi ludzkiemu. Będąć czułą i kochającą matką, jak to Ona jest, chce dokonać tego na Swój sposób. W czasie drugiego objawienia przychodzi Ona ze Swym Dzieciątkiem i dziewczynki są przepełnione radością, kiedy widzą uśmiechające się Dzieciątko.
     W sierpniu rozpoczynają się nowe zjawiska. Kiedy dziewczęta klęczały w ekstazie mogły w jakimkolwiek czasie upaść do tyłu, że aż ich głowy dotykały ziemi. Niekiedy upadały one tak równocześnie, że tworzyły jakoby piękna rzeźbę, zaś ich odzienie nigdy nie było nieprzyzwoicie lub nieprzystojnie zdeformowane. Innym razem padały one bezpośrednio do tyłu uderzająć z hukiem o podłoże powodująć przerażenie u obserwujących. Ale nigdy nie zraniły się. Po pewnym czasie podnosiły się bez pomocy rak.
    Poczynały chodzić w ekstazie albo do tyłu albo do przodu, zaś ich oczy cały czas uporczywie były wpatrzone ku górze. Zauważcie jak stopa Mari Loli uważnie omija wystający kamień.



    Czasami poruszały się tak szybko, że nawet młodzieńcy z wioski biegnąc całym pędem nie mogli dotrzymać im kroku. Po tym nie były one ani zmęczone ani spocone a ich tętno było normalne. W czasie tych ekstatycznych lotów, mogły one raptownie zatrzymać się w miejscu wbrew prawom fizyki, podczas gdy inni, próbujący dotrzymać im kroku, przymuszeni siła rozpędu, biegli dalej zanim się zatrzymali.     Dziewczynki zawsze nosiły w swych rękach krzyżyki, które podawały do uczczenia stojących obok nich osobom. Nidgy nie widziały one kto całował krzyżyk, ponieważ w czasie ekstazy nie były w stanie widzieć nikogo oprócz swej wizji i samych siebie. Na rozkaz Najświętszej Panienki podawały one krzyżyk do ucałowania wskazanym przez Maryję osobom. Po pewnej eksatzie Koncita dowiedziała się, że wszystkie osoby, które pocałowały krzyżyk, byli to ubrani po cywilnemu kapłani.
Wśród wielu kapłanów, którzy przyszli do Garabandalu, żeby zgłębić te wydarzenia był jeden jezuita Ojciec Ludwik Andreu. Był on błyskotliwym młodym profesorem teologii i uważano go za świątobliwego kapłana. Ojciec Andreu był sceptyczny podczas swego pierwszego pobytu tutaj, lecz po wnikliwej obserwacji dziewcząt będących w ekstazie zdał sobie sprawę, że coś poważnego się im przydarza.
    Ósmego sierpnia 1961 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego) roku Ojciec Andreu ponownie odwiedził wspomnianą wioskę. Tej nocy był on pośród tłumu obserwującego dziewczynki w ekstazie w sosnowym zagajniczku, gdzie wizje często miały miejsce. Nagle pojawił się wyraz napięcia na jego twarzy. Krople potu wystąpiły na jego czole i wykrzyknął on: "Cud, Cud, Cud, Cud!"
    Wczesnym rankiem dnia następnego, jadać do domu samochodem z przyjaciółmi powiedział on: "Jakiż to dar mi dała Najświętsza Panienka. Jacy szczęśliwi jesteśmy mająć taka Matkę w niebie. Ten dzień jest najszczęśliwszy w moim życiu." Po tym delikatnie zakaszlał i skłonił swoja głowę. Ojciec Andreu już nie żył.
    W późniejszym objawieniu Błogosławiona Maryja Dziewica powiedziała dziewczynkom, że ósmego sierpnia Ojciec Andreu nie tylko widział Ją ale także zobaczył przyszły Wielki Cud.
    Wiejski kościół był jednym z miejsc, które dziewczynki najczęściej odwiedzały w czasie ekstazy. Wchodziły do niego i modliły się przed tabernakulum. Niestety to przyczyniło się do powstania problemów. Tłumy, które wchodziły za dziewczynkami do środka, czyniły takie zamieszanie, że musiał być wprowadzony w życie diecezjalny nakaz o zamknięciu kościoła. Od tego czasu przychodzą one tylko pod zamknięte drzwi kościoła. Jako przykład posłuszeństwa biskupowi, Maryja nie wprowadza już więcej dziewczynek do wnętrza kościoła.
    Z początkiem pażdziernika 1961-go (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego) roku, zachwyty mistyczne dziewcząt napełniają wszystkich podziwem. Skoro tylko doznawały ekstazy nic nie mogło ich wytrącić z niej. Były one szczypane, kłute szpilkami, przypalane gorącymi zapałkami, sypano im piasek w oczy, ale nie powodowało to żadnej reakcji. Światła potężnych lamp błyskowych aparatów fotograficznych wyzwalane w odległości kilku tylko stóp od nich nie powodowały u nich mrugania oczyma.
    Poruszały się one szybko i precyzyjnie maszerując do przodu lub do tyłu bez patrzenia dokąd zmierzają. Szczególne wrażenie wywierało ich nocne schodzenie tyłem, na złamanie karku, po gwałtownym zboczu, od sosen do wioski.
    Tysiące razy dziewczynki oddawały dewocjonalia ich prawdziwym właścicielom, bez czynienia jakiejkolwiek pomyłki. A czyniły to nie patrząć ani na przedmiot ani na osobę. Zwykle te przedmioty były składane jedne na drugich na stole w domu jednej z dziewcząt, podczas ich nieobecności. Czasami różańce i medaliki z łańcuszkami splątywały się razem. Ale to nie było problemem. Dziewczynka w ekstazie brała przedmioty ze stołu i trzymała je w górze naprzeciw temu co się jej objawiało. Przedmioty te w jej rękach rozplątywały się z łatwością. Następnie brała przedmioty ucałowane przez Maryję, mająć cały czas oczy utkwione w jej wizji, szła wśród tłumu oddająć te przedmioty bez pomyłki ich właścicielom. Było to wzruszające doświadczenie dla ludzi mieć z powrotem ich różaniec, medalik lub obrączkę ślubną w ten misteryjny sposób. Wielu płakało. Niektórzy mdleli.
    Podczas ekstazy dziewczynki modliły się jak nigdy dotąd. Posłuchajmy oryginalnego nagrania dwóch dziewcząt mówiących "Zdrowaś Maryjo" podczas gdy patrzyły na osobę, do której ta antyczna modlitwa jest skierowana.
    One śpiewały hymny, których się nie uczyły, a które z pomocą Maryi tworzyły wdzięczne małe dwuwiersze:



Oh Virgencita del Carmen 
Cuanto gusto nos has dado 
Con aparecerte a nos 
Con tu nino tan salado
O Panienko Karmelitańska
Jakąż to radość nam dałaś
Objawiająć się nam
Z Twoim Dziecięciem tak przemiłym.
    W końcu nadszedł 18-ty (osiemnasty) pażdziernika, dzień, w którym dziewczęta miały ogłosić długo oczekiwane przesłanie od Świętej Panienki. Był to dzień o nastroju apokaliptycznym z grzmotami i błyskawicami, zimnem i deszczem. Jednakowoż, setki ludzi zrobiło wysiłek, żeby być tam tego tak ważnego dnia. Czas mija. Wielu odchodzi. W końcu pośród sosen jest odczytane głośno orędzie tłumowi, który jeszcze pozostawał:
 
"Musimy podjąć wiele ofiar i poświęceń, wiele pokutować i odwiedzać często Najświętszy Sakrament. Ale przede wszystkim musimy wieśc dobre życie. Jeśli tego nie uczynimy to spadnie na nas kara. Kielich już się dopełnia i jeśli się nie nawrócimy to ogromna kara nas nawiedzi."

    Wielu odchodziło zawiedzionych, bo spowdziewali się czegoś więcej, ale takie było orędzie: krótkie i uderzające w sedno sprawy. Najmiłościwsza Matka powiedziała właśnie swoim dzieciom w prostych i zrozumiałych słowach co mają czynić, aby uniknąć kary Bożej, która by przekraczała wszelkie sprawiane przez człowieka utrapienia.

 

Te ekstazy czwórki dziewcząt miały miejsce nawet w zimie. Wewnętrzne wezwania przychodziły w jakichkolwiek godzinach dnia lub nocy. Najświętsza Panienka w swoim orędziu prosiła bardzo na serio o pokutę i zadośćuczynienie. Skoro tylko dziewczynki weszły w ekstazę nie odczuwały innch doznań. W czasie jednej gwałtownej śnieżycy zwały śniegu utworzyły się na wyciągniętych rękach Koncity. Ale ona nie była tego świadoma. Innym razem była ona nieporuszona nawet gradem, który uderzał w jej szeroko otwarte oczy.     Podczas wiosny i lata 1962 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątego drugiego) roku trwają dalej wizyty Maryi Panny i Świętego Michała Archanioła. Kiedy nie było w wiosce kapłana mogącego przynieść dziewczętom Komunię Świętą wówczas Święty Michał przynosił im niewidzialną Komunię.
On też je uczył jak przyjmować Komunię z uszanowaniem. Najpierw było przygotowanie do Komunii, potem Komunia a na końcu dziękczynienie. Lecz kapłani byli sceptyczni odnośnie tych niewidzialnych Komunii. Jak mogą one przyjąć Komunię od anioła jeśli tylko kapłan ma moc konsekrowania? Więc dziewczynki zapytały się anioła. Anioł powiedział, że brał Hostie z tabernakulów na ziemi.
    Nie było żadnego miejsca na świecie, które mogłoby się porównać nawet nieznacznie z Garabandalem w tym czasie. Wydawało się, że Maryja Panna wzięła w swe posiadanie cała tę wioskę. Prowadziła ona dziewczynki w ekstazie po każdej ulicy. Czasami śpiewały one różaniec gdy szły, a ludzie dołączali się do ich śpiewu.
    Odwiedzono wszystkie domy. Kiedy dziewczynki będąć w ekstazie weszły do jakiegoś domu, gdzie leżał jakiś chory, one klękały, modliły się i podawały choremu krzyż do ucałowania. Kiedy wchodziły do domu jakiejś wdowy modliły się przed wizerunkiem zmarłego albo czyniły znak krzyża na poduszce, która należała do nieboszczyka. Chodziły także pod bramę cmentarną i przez jej metalowe kraty wkładały krzyżyk.
    W tej malutkiej górskiej hiszpańskiej wioseczce, rozwijały się wydarzenia o największym znaczeniu. Najświętsza Maryja Panna przygotowywała nas na burzę, która miała rozpętać się nad Kościołem, chociaż nikt w tym czasie nie zdawawał sobie z tego sprawy. Ona przyszła osobiście, aby potwierdzić to wszystko czego Kościół strzeże i uczy. Wszystko co Maryja uczyniła z tymi dziewczętami, było niezmiernie ważne dla wszystkich chrześcijan.
    Podczas ekstazy modliły się one w różnych pozycjach. Klęcząć, stojąć, siedząć, chodząć lub leżąc. Najświętsza Panienka przypominała nam, że możemy być ciągle z Bogiem i z Nią bez względu na to, gdzie jesteśmy i co robimy. Nasz Pan i nasza Niebiańska Matka chcą być obecni we wszystkich naszych czynach, czy to pracujemy w domu, czy to wykonujemy nasze obowiązki zawodowe, albo nawet prowadzimy samochód. Kiedy taksówki, którymi ludzie przyjechali do Garabandal, były zaparkowane w tej wiosce, dziewczynki poszły tam w ekstazie i czyniły znak krzyż na przednich szybach. Nie było niczego co by miało zbyt małą wartość dla Maryi. "Ona nawet interesuje się naszymi krowami" - powiedziała Mari Loli po jednej z ekstaz.
    Przez te dzieci Maryja uczyła nas jak mamy odnosić się do naszych bliźnich. Jeśli której z dziewcząt spadł but w czasie tych ekstatycznych marszów po nierównym terenie, Maryja domagała się, by inna z dziewcząt ubrała tego buta swojej przyjaciółce. Czasami, gdy dwie dziewczynki maszerowały razem przez wioskę, rozchodziły się w różnych kierunkach pozostając przy tym w ekstazie. Kiedy spotkały się ponownie to się objęły. Kiedykolwiek chodziły one razem w ekstazie czyniły to ramię w ramię albo trzymająć się za ręce.
I kim właściwie była świetlista Pani działąjąca z taką mocą w tej małej górskiej osadzie zwanej Garabandal? Tym, którzy nie zrozumieli nigdy w pełni Jej roli pozostawało jedynie spojrzeć na figurę na krzyżu, którą, nakazywała, żeby dzieci pokazywały i podawały do pocałowania ludziom. Była to Matka Chrystusa posiadająca jedno tylko pragnienie - prowadzić wszystkich do Jej Syna, Jezusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego.
    Czy Maryja była tylko Matką Katolików? Pewnego razu do Koncity podszedł jakiś protestant. Chciał wiedzieć czy następnym razem będzie mógł ucałować krzyż, gdy ona w czasie ekstazy będzie go podawała ludziom, aby okazali mu cześć.
    Koncita była wychowana w czysto katolickim środowisku. Zamyśliła się nad z'ądaniem i wspomniała o tym Maryi w czasie objawienia. Maryja spojrzała na tego człowieka i rzekła: "On też jest moim synem", i działając, jak zwykle to czyniła przez dziewczynkę, spowodowała, że krzyż był podany do ucałowania temu człowiekowi.
    Dla tych dziewcząt, wszystko to, czego doświadczały, zapewne wydawało się być przedsmakiem nieba. Ale nie było to jeszcze niebo. Te dzieci podobnie jak i my wszyscy musiały wciąż żyć w realnym świecie , który to staje się coraz gorszy z każdym dniem.
19-tego (dziewiętnastego) i 20-tego (dwudziestego) czerwca 1962 (tysiąć dzięwięćset sześćdziesiątego drugiego) roku będą to dwie trudne do zapomnienia noce w historii Garabandalu. Słyszano jak dziewczynki w czasie ekstazy krzyczały ze strachu. Zasłona została podniesiona i dziewczynkom było dane przez moment widzieć przyszłe wydarzenia. Widziały niepokój i zamieszanie wszędzie włącznie z prześladowanym Kościołem w świecie zdominowanym przez komunizm. Powiedziano im że, kiedy sprawy przybiorą najgorszy obrót. Pan Bóg ześle nadprzyrodzone ostrzeżenie, które będzie widziane i doświadczone przez wszystkich na całym świecie.
    Następnie, mimo,że były w obecności Matki Najświętszej, doznały wielkiego lęku, gdy zobaczyły wizje przyszłej kary, którą Pan Bóg ześle, jeśli świat nie zmieni się, po owym ostrzeżeniu i cudzie. Chociaż według życzenia Matki Bożej ludzie znajdowali się w pewnej odległości od dziewcząt, to jednak ci mieszkańcy wioski, którzy tam byli, a to znaczy prawie wszyscy, byli tak wstrząśnięci krzykiem dziewcząt, że następnego dnia cała osada wyspowiadała się i przyjęła Komunię Świętą.
Od pewnego czasu dziewczęta błagały Najświętszą Panienkę i Świętego Michała, z'eby dokonał się cud, aby przekonać tych, którzy jeszcze nie wierzyli. Ostatecznie Święty Michał powiedział do Koncity, że pewnego dnia wskazanego przez Matkę Najświętszą, ta niewidzialna Komunia, którą on jej podawał, tego dnia stanie się widzialna na jej języku. Koncita nazwała to Małym Cudem, ponieważ myślała, że ta Hostia, którą ona przyjmowała, była zawsze widzialna dla patrzących.
    Kiedy nadszedł zapowiedziany z piętnastodniowym wyprzedzeniem dzień, kilka setek ludzi było w wiosce, ale oczekiwanie okazało się być długim i męczącym. Wielu się zniechęciło i odeszło.
    Następnie około pierwszej trzydzieści rano 19-go (dziewiętnastego) lipca Koncita wyszła z jej domu w ekstazie, skręciła za rogiem i kiedy tłum zbijał się wokoło niej upadła na kolana w przyległej ulicy. Wysunęła swój język. Najbliżej stojący ludzie w odległości kilku cali potwierdzali, że był on całkowicie pusty. Wtem, prędzej niż oko ludzkie może spostrzec, ukazała się brylantowo biała Hostia na jej języku. Pewien przedsiębiorca z Barcelony mająć pożyczoną kamerę filmową i dysponująć jedynie latarką ręczną na baterie jako jedynym źródłem oświetlenia, zdołał dokonać kilku ujęć filmowych przedstawiających Hostię na języku Koncity. Mamy tutaj cud przepowiedziany wcześniej, spełniony i następnie nagrany na taśmie filmowej żeby to służyło jako dowód autentyczności wydarzeń w Garabandalu.
    W pażdzierniku 1962 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego) roku dziewięćset mil od Garabandal miało miejsce inne wydarzenie, które będzie powodowało w Kościele konsekwencje bez precedensu we współczesnych czasach. Papież Jan XXIII (dwudziesty trzeci) właśnie wtedy otworzył Sobór Watykański II (drugi). Nasuwa się pytanie: czy jest jakiś związek pomiędzy tym monumemtalnym wydarzeniem w Kościele i zachwycającymi zjawiskami, które miały miejsce w malutkiej wioseczce w północnej Hiszpanii? Trzeba odpowiedzieć bez cienia wątpliwości, że tak, ale dopiero w przyszłości poznamy w pełni ten wzajemny związek. Słyszano jak Koncita w ekstazie powtarzała słowa Maryi.: " Ten Sobór będzie największyze wszystkich? I będzie sukcesem? To dobrze, bo oni poznają Cię lepiej, a to sprawi Ci ogromną radość."
    W styczniu 1963 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego) roku ustały wizje dla Maryi Loli, Hiacynty i Mari Kruz. Tylko Koncita ma dalej wizje ale mniej i rzadziej. Jednakże w tym czasie Koncita i Mari Loli zaczęły słyszeć wewnętrzne głosy nie mając równocześnie żadnego widzenia.



W 1947 (tysiąć dziewięćset czterdziestym siódmym) roku Józef Lomangino stracił wzrok i powonienie w dziwnym wypadku, który przerwał jego nerwy odpowiedzialne za wzrok i powonienie. Po długim i bolesnym okresie rehabilitacji stał się w 1961 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym) roku przedsiębiorcą mającym sukces ale i odczuwającym wielkie przeciążenie pracą. Lekarz zasugerował mu spędzenie wakacji w Europie, więć zostawia on swój dom w Lindenhurst w Nowym Jorku i ze swoimi krewnymi jedzie by odwiedzić swego wujka w południowych Włoszech.
    W tym czasie Józef nie był zbyt religijny, ale wskutek nalegań swego wujka zgodził się odbyć długa podróż samochodem do San Giovani Rotondo gdzie żył mający stygmaty Ojciec Pio. Ten franciszkański zakonnik z ranami Chrystusa na swoich rękach i stopach, i boku był czczony jako żyjący święty. Ale Józef nie przewidywał spotkać się z nim osobiście. Po zakończonej Mszy Świętej Józef znajdował się tam w pewnym pokoju razem z kilku innymi mężczyznami, żeby otrzymać błogosłwieństwo Ojca Pio, gdy on będzie tam przechodził.
    Oto jak Józef Lomangino mówi o tym spotkaniu: "Gdy Ojciec Pio wszedł do pokoju wszyscy uklęknęliśmy, żeby otrzymać jego błogosławieństwo i Ojciec Pio szedł przed nami wzdłuż pokoju poczynająć od lewej naszej strony. Wtem usłyszałem odgłosy klękania i nie wiedziałem co się dzieje. Ojciec Pio objął mnie i ucałował mnie w czoło. Powiedział przy tym: 'Józiu, jestem tak szczęśliwy, że cię widzę.' I mój wujek powiedział mi, że to był Ojciec Pio, który mnie objął, a mi brakowało słów ze zdumienia, ponieważ byłem prawie ostatnim, który tam przyszedł i nikt nie wiedział, nawet ja sam, że idę na spotkanie z Ojcem Pio."
    Józef był głęboko wzruszony i dwa lata później wrócił do San Giovani . Tym razem postanowił pójść do spowiedzi do Ojca Pio.
    Tak on to opowiada: "Wszedłem do konfesjonału Ojca Pio, uklęknąłem na klęczniku a Ojciec Pio siedział na wprost mnie. On mnie wziął za rękę w ten sposób i ja byłem wstrząśnięty, bo ja myślałem, że ten konfesjonał jest zrobiony na styl amerykański i ma kratę między księdzem a penitentem. Wtedy kiedy klęczałem i Ojciec Pio trzymał mnie za rękę, powiedział mi po włosku: 'Józiu, spowiadaj się.'. I mówiąć szczerą prawdę byłem zawstydzony, bo nie prowadziłem dobrego życia, byłem całkowicie zbity z tropu, zupełnie ogłupiałem w tym momencie. Nie wiedziałem co mówić. Więc Ojciec Pio wziął mnie tak za rękę i powiedział:'Spowiadaj się'. I znowu nie mogłem nic z siebie wydusić.
    Następnie posługująć się doskonale językiem angielskim powiedział mi: 'Józiu' -mówił- 'czy pamiętasz kiedy byłeś w barze z kobieta o imieniu Barbara i czy pamiętasz jakie grzechy popełniłeś?' i mówiąć wyśmienicie po angielsku posuwał się dalej w wymienianiu po kolei osób, z którymi przebywałem, miejsc gdzie byłem i grzechów, które popełniłem. Oczywiście, spociłem się przy tym, ale otrzymałem łaskę Boża, żeby zrozumieć, że jeśli muszę wytrzymać to wszystko, żeby być ponownie wesołym, to warto. Rzeczywiście wierzyłem, że Ojciec Pio może mi pomóc. Więc, oczywiście, kiedy on doszedł do końca moich grzechów, a to wszystko wydawało się trwać jakby tysiąc lat, zapytał mnie po włosku: 'Czy żałujesz za grzechy?' i ja odrzekłem: Tak, ojcze Pio. Następnie dał mi on rozgrzesznie a moje oczy zaczęły przetaczać się w mojej głowie i począłem przecierać moje oczy w ten sposób. Wirowało mi w głowie, dalej przecierałem oczy, a w głowie nadal mi się kręciło. Nagle wszystko się uspokoiło a on podniósł swą rękę za stygmatem do moich warg w ten sposób. Pocałowałem stygmat, a Ojciec Pio uderzył mnie lekko w policzek i mówi mi po włosku: 'Józiu, trochę cierpliwości, trochę odwagi i wszystko będzie dobrze'. Miałem wtedy 33 (trzydzieści trzy) lata a czułem się jakbym miał 16-cie (szesnaście). Miałem mocne postanowienie poprawy, żałowałem za wszystkie grzechy, które popełniłem w moim życiu. Czułem się tak dobrze i tak czystym, że nie chciałem już mieć do czynienia z nikim, bo obawiałem się, że nawet rozmawiająć mógłbym utracić łaskę, która otrzymałem."
    Ale była jeszcze jedna łaska przygotowana dla Józia gdy uklęknął z innymi mężczyznami, by otrzymać błogosłwieństwo od Ojca Pio.
    Józef Lomangino w ten sposób to przedstawia. "Kiedy w 1947 (tysiąć dziewięćset czterdziestym siódmym) roku miałem zranienie tutaj, straciłem powonienie a cała ta rana została zaszyta. A to jest trzy calowe złamanie kości wzdłuż tego łuku; nie tylko straciłem oczy ale też i powonienie. Tak więć kiedy klęknąłem, żeby otrzymać błogosławieństwo od Ojca Pio poczułem zapach róż, który wychodzi z krwi jego rak. Kiedy poczułem zapach przestraszyłem się i cofnąłem się ku ścianie, podniosłem ręce ku górze, by się zasłonić; nie wiedziałem co to było.
    Ojcie Pio pociągnął moją rękę na dół i powiedział mi po włosku: 'Józiu, nie bój się', i dotknął w ten sposób grzbietu mojego nosa i zmysł powonienia został mi przywrócony po 16-tu (szesnastu) latach jego niefunkcjonowania od dnia wypadku w czerwcu 1947 (tysiąć dziewięćset czterdziestego siódmego) roku."
    Józiu był przepełniony pokojem i radością i nie chciał opuścić San Giovani, jednakże jego towarzysz podróży przypomniał mu o ich uprzedniej ugodzie, że spędzą część ich wakacji w miejscu zwanym Garabandal.
    Mówi Józef Łomangino: "Kiedy Mario przypomniał mi, że mamy odjeżdżać stad i jechać do Garabandal, ja rzekłem : Mario skądże możemy wiedzieć, czy to jest prawdziwe? Może to nie jest prawdziwe objawienie, może to jest podstęp szatański żebym utracił łaski, które co dopiero otrzymałem. Pójdźmy zapytać Ojca Pio. On odpowiedział: 'OK'. Oczywiście księża, którzy współpracowali z Ojcem Pio przyjmowali nas zawsze wielkodusznie więc poszliśmy do nich i ja zapytałem: Chciałem rozmawiać z Ojcem Pio. Czy to jest możliwe? A kapłan odpowiedział 'Ależ tak, Józiu'. Więc uczyniliśmy stosowne ustalenia i tegoż samego dnia przyszliśmy z powrotem i przywitaliśmy Ojca Pio w klasztorze. Kiedy klęknąłem powiedziałem do Ojca Pio: Ojcze Pio, czy to jest prawda,że Maryja Panna ukazuje się czwórce dziewcząt w Garabandal? I on odpowiedział: 'Tak'. A ja mówię: Ojcze Pio, czy ja powinienem tam iść? On odpowiedział :'Tak, dlaczego by nie?' Tak też się stało. Ponieważ Ojciec Pio zapewnił mnie, że Maryja się objawia i pozwolił mi iść, więć nie bałem się i poszedłem."



    Luty, rok 1963 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiąty trzeci), jest pod znakiem pierwszej z wielu wizyt Józefa Łomangino w Garabandal. W tamtych czasach specjalnie w miesiącach zimowych, jednym z niewielu sposobów dostania się do wioski po górskich serpentynach, była jazda na dwukołowym wozie ciągniętym przez woła.     Wkrótce po przybyciu do wioski Józef spotkał dzieci, którym ukazywała się Matka Boża. Natychmiast był pod wrażeniem ich prostoty i szczerości.     Koncita stanie się jego bliską przyjaciółką. Józef był także poruszony przesłaniem objawień i potrzebą oznajmiania go innym ale czuł się nieużyteczny z powodu swego kalectwa.     Oto jego słowa: "Powiedziałem sobie: Co ja mogę zrobić aby Ojciec Pio i Garabandal byli lepiej znani na całym świecie.? Co ja mogę? Co może uczynić jakiś tam niewidomy?. Nigdy nawet nie występowałem w szkolnym teatrzyku, oto jaki byłem nieśmiały".     Józef wrócił do domu. Miał album ze zdjęciami Ojca Pio i dziewczynkami z Garabandalu w ekstazie z opisami alfabetem Braille'a. Następnie odwiedził domy swych przyjaciół i krewnych mówiąć im o sławnym stygmatyku i przedziwnych wydarzeniach mających miejsce w Garabandal. Ten malutki początek przerodzi się w apostolat o zasięgu światowym.



  Na początku czerwca 1963 (tysiąć dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego) roku Koncita wstrząsnęła swych słuchaczy proroctwem , że po Papieżu Janie XXIII (dwudziestym trzecim) będzie tylko trzech jeszcze papieży a potem nastąpi koniec naszego czasu, ale nie koniec świata.
    19-go (dziewiętnastego) Marca 1964 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego) roku na Świętego Józefa, Koncita słyszała w zagajniczku sosnowym głos Matki Najświętszej mówiącej jej, że w dniu wielkiego cudu Józef Lomangino odzyska swój wzrok na zawsze.
    18-go (osiemnastego) lipca 1964 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego) roku Koncita słyszy następny głos wewnętrzny mówiący jej, że w dzień po Wielkim Cudzie zostanie odkryte, że ciało Ojca Ludwika Andreu jest zachowane od rozkładu w grobie.
    Styczeń w roku 1965 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym piątym) rozpoczął się dla Koncity dwugodzinną ekstazą w zagajniczku sosnowym w czasie której Maryja Panna wyjawiła na czym polega ostrzeżenie, które będzie zesłane od Boga, aby oczyścić świat i go przygotować na Wielki Cud, który ma nastąpić. Matka Boża powiedziała także do Koncity, że ponieważ świat nie odpowiedział na pierwsze orędzie Ona da drugie i ostatnie przesłanie 18-go (osiemnastego) czerwca 1965 (tysiąc dziewięśset sześćdziesiątego piątego) roku za pośrednictwem Świętego Michała Archanioła. Spójrzmy teraz na te wielkie profetyczne wydarzenia w Garabandal.



Ostrzeżenie
 
    Najpierw będzie dane Ostrzeżenie. Będzie ono widzialne na niebie a następnie odczute przez każdego człowieka w swoim wnętrzu. Nikt nie ucieknie od tego ostrzeżenia. W pewnym momencie w nie tak odległej przyszłości, kiedy świat będzie dotknięty wielkim zamieszaniem, wszystko się zatrzyma. W tym momencie, każdy zobaczy zło popełnione przez siebie i dobro, które zaniedbał czynić. Będzie to niezmiernie bolesne i ludzie woleliby umrzeć aniżeli przejść przez to. Nie będzie to powodowało żadnego fizycznego zranienia. Jeśliby ktoś umarł, będzie to tylko na skutek szoku, wywołanego przez to doświadczenie. To ostrzeżenie posłuży jakooczyszczenie, żeby skorygować sumienie tego świata i przygotować do Wielkiego Cudu.




    Cud wydarzy się w zagajniku uformowanym przez dziewięć sosen. Będzie to miało miejsce w czwartek wieczorem o godzinie ósmej trzydzieści między ósmym a szesnatym dniem marca, kwietnia lub maja. Koncita zna tę datę i ogłosi ją osiem dni wcześniej zanim to wydarzenie nastąpi. Przypadnie to w dniu pewnego Świętego związanego z Eucharystią i zbiegnie się z ważnym wydarzeniem w Kościele. Wszyscy znajdujący się w wiosce lub na otaczjących ją górach zobaczą ten Cud. Chorzy tam obecni zostaną uzdrowieni, grzesznicy zostaną nawróceni a niewierzący uwierzą. Będzie to największy z cudów uczynionych kiedykolwiek przez Pana Jezusa dla świata. Wskutek tego Cudu Rosja się nawróci. Po tym Cudzie zostanie na sosnach, aż do końca czasu trwały, widzialny, nadprzyrodzony znak.

    Jeśli po cudzie świat nadal się nie zmieni wówczas Pan Bóg ześle wspomnianą karę. Ona będzie daleko gorsza niż jakiekolwiek mogące być spowodowane przez człowieka udręczenia. Ten kto nie nawróci się otrzyma karę stosownie do swej nieprawości.
    18-go (osiemnastego) czerwca 1965 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego) roku tysiące ludzi napełniły małą wioskę Garabandal, żeby widzieć ekstazę Koncity i słyszeć drugie i ostatnie orędzie Najświętszej Maryi Panny. Raz jeszcze tłum musi czekać.
    Późno w nocy Koncita doznała ekstazy. Podała trzem ludziom krzyż do ucałowania. Następnie Święty Michał przekazał jej ostatnie końcowe orędzie Matki Bożej:
 
    " Ponieważ nie podporządkowano się mojemu orędziu z 18-go (osiemnastego) października i nie zostało ono ogłoszone światu, oświadczam wam, że to teraz jest ostatnim orędziem. Przedtem kielich dopełniał się. Zaś teraz jest już przepełniony nad miarę. Wielu kardynałów, biskupów i księży jest na drodze prowadzącej do wiecznego zatracenia i pociągają za sobą wiele dusz. Coraz mniej się docenia Eucharystię. Winniście odwrócić od was gniew Boży przez wasze starania. Jeśli szczerze, z całego serca, będziecie prosić Boga o przebaczenie On wam przebaczy. Ja, Wasza Matka, za pośrednictwem Świętego Michała Archanioł a pros ze was: zmieńcie wasze życie. Otrzymujecie teraz ostatnie już ostrzeżenia. Ja was bardzo kocham i nie chcę waszego potępienia. Módlcie się szczerze do Nas i My wysłuchamy waszych próśb. Miech w waszym życiu będzie więcej poświęcenia i ofiary. Myślcie o męce Jezusa Chrystusa."

    13-y (trzynasty) listopada rok 1965 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego) był dniem wywołującym mieszane uczucia u Koncity. Najświętsza Maryja Panna ukazała się z Dzieciątkiem tej dziewczynce ale miało to być po raz ostatni w Garabandalu. Jak Maryja to wcześniej wskazała miało to być specjalne objawienie, zęby całować dewocjonalia, a Koncita miała ich wiele ze sobą. Po ucałowaniu tych przedmiotów Matka Najświętsza rzekła: "Przez ten pocałunek, który złożyłam na tych dewocjonaliach, Mój Syn będzie czynił cuda. Rozdaj je ludziom. Mów do Mnie, Koncita, mów Mi o moich dzieciach. Ja chronię ich wszystkich moim płaszczem. Jest to ostatni ras kiedy Mnie widzisz tutaj, ale Ja zawszebędę z tobą i z wszystkimi moimi dziećmi.
   "Koncita, dlaczego nie chodzisz odwiedzać Mojego Syna, Który jest ukryty w tabernakulum? On oczekuje na ciebie we dnie i nocy."
    Koncita powiedziała Maryi: "Jestem tak szczeliwa, kiedy Was widzę. Dlaczego nie zabierzesz mnie teraz z Sobą do nieba?" Ona odpowiedziała: "Pamiętasz, co ci rzekłam w dniu twoich imienin: Kiedy staniesz przed Bogiem twoje ręce musza być pełne dobrych uczynków spełnionych dla twoich braci i dla chwały Bożej. Teraz twoje ręce są puste."
To wszystko się skończyło. Przeminęły już te szczęśliwe momenty, kiedy Koncita była ze swoja Niebiańska Matka i z Dzieciątkiem Jezus, chociaż ona jeszcze czuła ich obecność. Koncita mówi: "Oni napełnili moją duszę pokojem i radością i wielkim pragnieniem, żeby pokonać moje wady i kochać z całych moich sił Serca Jezusa i Maryi, Które kochają nas tak wielce."
    Okazało się prawdą to co Maryja powiedziała o ucałowanych przedmiotach. Z różnych stron świata dochodzą wieści o przypadkach uzdrowień oraz innych łask. Wiele z nich stało się za pośrednictwem medalionu, który Koncita dała Józefowi Lomangino. Tysiące ludzi na świecie oddawało cześć temu medalionowi podczas apostolskiej aktywności Józefa Lomangino.



    I co ma do powiedzenia nauka o wydarzeniach w Garabandal? Ponad czterdziestu lekarzy badało te dziewczynki w różnym czasie. Pediatra Doktor Celestyn Ortiz obserwował je podczas dwudziestu dwóch kolejnych dni. Stwierdził, że poza czasem ekstazy były one normalne i zrównoważone. A odnośnie ich ekstaz powiedział: "milczenie byłoby naukowym tchórzostwem. Nie znajdujemy żadnego przekonywującego wyjaśnienia dla tego typu zjawisk."
    Doktor Ryszard Puncernau był światowej sławy neuropsychiatrą, zaliczającym się do najlepszych w swej specjalności. On przeprowadził najbardziej obszerną serię testów na tych dziewczynkach w ciągu dwunastu dni. Jego wnioski? Element jakościowy i ilościowy tych zjawisk wykracza poza możliwości naturalnego wyjaśnienia. Powiedział on: "Ze ścisłe naukowego punktu widzenia nikt nie może negować możliwości istnienia nadprzyrodzonej przyczyny w tych wszystkich zjawiskach."
    Innym świetnym psychiatrą mającym do czynienia z tymi wydarzeniami jest Doktor Ludwik Morales. W 1961 (tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym) roku miał on swą własną klinikę w wielkim mieście Santander w północnej Hiszpanii i Biskup mianował go szefem komisji medycznej, utworzonej, żeby studiować zgłaszane objawienia. W tym czasie on nie wierzył, że te wydarzenia są nadprzyrodzonego pochodzenia. Później, ten sam Doktor Morales wywołał sensację kiedy to zmienił swą dotychczasową opinię. Za pozwoleniem biskupa wygłosił on publicznie odczyt w największej sali konferencyjnej w Santander. Było to 30-go (trzydziestego) maja 1983 (tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego) roku. Ogromnej rzeszy ludzi przedstawił swoje racje, dlaczego wierzy on, że objawienia w Garabandal były prawdziwe.
    Od pierwszych dni, kiedy zaczęły się objawienia dziewczynki chciały podjąć z'ycie zakonne, ale nie tak miało się stać. Koncita kiedy chodziła do szkoły Misjonarek Karmelitanek w Pamplonie i mieszkała w szkolnym internacie usłyszała w swoim wnętrzu głos Chrystusa. On powiedział jej, że nie życzy sobie, aby ona została zakonnicą, ale żeby pozostała w świecie i mówiła światu o Maryi.
    Obecnie wszystkie cztery wizjonerki są zamężne. Koncita, Mari Loli i Hiacynta wyszły za mąż za Amerykanów i żyją w Stanach Zjednoczonych. Mari Kruz pozostała w Hiszpanii i w 1971 (tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym) roku poślubiła Ignacego Caballero. Żyją oni obecnie w Aviles i mają czwórkę dzieci.
    W 1973 (tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim) roku Koncita wyszła za mąż za Patryka Keena z Nowego Yorku, gdzie teraz żyją z czwórką swoich dzieci.
    W 1974 (tysiąc dziewięćset siedmdziesiątym czwartym) roku Mari Loli poślubiła Franciszka La Fleur z Massachusetts. Mają oni trójkę dzieci.
    W 1976 (tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym) Hiacynta wychodzi za mąż za pracującego w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych Jeffrey'a Moynihan z Kalifornii. Mają oni jedną córkę.
    W 1978 (tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym) roku Józef Lomangino zaskoczył wszystkich propagujących wydarzenia z Garabandal biorąc za żonę Marilynn Luther z Michigan. Józef prowadzi dalej swoje apostolstwo w Nowym Jorku jako mąż i ojciec. Ma dwóch synów, Józefa i Jana.
    Zasadniczym celem objawień w Garabandalu było przyniesienie orędzia. Ale oprócz wspomnianych dwóch orędzi zostały szczególnie podkreślone pewne rzeczywistości, które same z siebie były nośnikami swoistego przesłania.
    Szczególne znaczenie Eucharystii było podkreślone przez Michała Archanioła dającego dziewczynkom niewidzialną Komunię Świętą, a także Cud widzialnej Komunii Świętej jak również częste nawiedzenia Najświętszego Sakramentu przez dziewczynki. Zauważono, że podczas tych nawiedzeń w czasie ekstazy dziewczynki nie odwracały się nigdy tyłem do tabernakulum, posuwając się nawet do tego, że wychodziły z kościoła cofając się.
    Ciągle podczas tych wydarzeń Matka Boska przynaglała dziewczynki do modlitwy za kapłanów.
    Najświętsza Maryja Panna zdecydowała objawić się w Garabandal jako Nasza Pani z Góry Karmel, a tytuł ten jest ściśle związany z Brązowym Szkaplerzem. Mówiła Ona o ważności Szkaplerza i miała go zawieszonego na ręku w okolicy nadgarstka. Szkaplerz jest znakiem powierzenia się Matce Bożej, i ci, którzy go noszą z wiarą i pobożnością mogą być pewni Jej Matczynej opieki w czasie tych strasznych dni, w których my żyjemy.
    Różaniec był ważna cecha wydarzeń w Garabandalu. Maryja nie tyle prosiła dziewczynki, żeby odmawiały go w czasie objawień, co rozkazywała im to czynić. Ona najpierw wyjaśniła im tajemnice różańca i jak odmawiać tę modlitwę dostojnie, myśląc o słowach, które się wypowiada. Kiedy nauczyły się tego w sposób właściwy Ona przyłączała się do nich, do ich modlitwy, ale jedynie wtedy kiedy mówiły "Chwała Ojcu".
    Znaczenie dewocjonaliów takich jak krzyżyki, różańce, medaliki a także obrączek ślubnych było udramatyzowane przez pragnienie Maryi, żeby ucałować te przedmioty i obdarzyć je specjalną mocą uzdrawiania i nawracania.
    Przesłanie z Garabandal jest niebiańskim rozwiązaniem dzisiejszych kryzysów. Teraz to wszystko zależy od nas. Nasza odpowiedź zadecyduje o przyszłości naszej generacji.




*    *    *
  Kolorowy i czamo-biały film, 54 minuty.
Źródło:
http://www.ourlady.ca/translations/Polish/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz